Marek opuścił salę sądową wściekły. Nie mógł uwierzyć, że Sąd zaakceptował alimenty na dziecko na poziomie 1500 złotych miesięcznie. Marek długo jeszcze dochodził do siebie po tym prawomocnym orzeczeniu Sądu. Ale nagle, siedząc już w swoim wygodnym fotelu w domu, Marek wpadł na dobry plan. Postanowił, że będzie sprytniejszy od nich wszystkich…
Marek pomyślał tak: „Sąd powiedział, że na wysokość alimentów wpływ mają uzasadnione potrzeby dziecka oraz moje możliwości zarobkowe. Na potrzeby dziecka nie mam raczej wpływu, ale mam przecież wpływ na moje możliwości zarobkowe. Nie muszę zarabiać kilku tysięcy złotych miesięcznie, skoro i tak moje „wolne” środki będę musiał przeznaczać na alimenty dla dziecka. Pora zmienić pracę i swój bogaty wizerunek w oczach Sądu”.
Już następnego dnia Marek złożył wypowiedzenia u pracodawcy. Nie musi przecież pracować w oparciu o umowę o pracę. Stwierdził, że sam ma na tyle liczne kontakty zawodowe, że może prowadzić własną działalność gospodarczą. Otworzył więc firmę. Takie rozwiązanie da mu większe pole do „manewrowania” swoim wynagrodzeniem na potrzeby spraw sądowych. Żaden pracodawca nie wręczy mu już zaświadczenia z wysokością wynagrodzenia za ostatnich 6 miesięcy, co mogłoby ostatecznie pogrążyć go w Sądzie.
Marek poszedł dalej. Gdzieś w internecie (ciekawe czy na moim blogu?) przeczytał, że w sprawach o alimenty ważne jest nie tylko bieżące wynagrodzenie zobowiązanego, ale także stan jego majątku. Marek nie chce znowu słuchać w Sądzie, jakim to jest majętnym człowiekiem. Ostatnio z nową partnerką bardzo dobrze mu się układa, pewnie weźmie z nią ślub, a więc może już czas przepisać na nią nieruchomość?
Jak pomyślał, tak zrobił. Kolejnego dnia Marek udał się z wizytą do notariusza i podarował swojej partnerce nieruchomość. Teraz nikt nie powie już, że „może sprzedać wartościowy dom, żeby mieć pieniądze na alimenty dla dziecka”. Koniec z tymi pomysłami.
Pracowity tydzień trzeba jednak zwieńczyć najważniejszą czynnością. Marek sam przygotował sobie pozew o obniżenie alimentów na dziecko. Włożył go do szuflady z myślą, że wyciągnie go za około pół roku, kiedy będzie już mógł skutecznie wykazać znaczący spadek swoich zarobków. Teraz można nareszcie odpocząć i wyczekiwać tylko momentu rozpoczęcia sprawy sądowej o obniżenie alimentów.
Czy Marek rzeczywiście ma szansę na obniżenie alimentów?
Pozbycie się majątku i obniżenie zarobków przed sprawą o alimenty
Ten przykład jest dość skrajny i pewnie odpowiedź nasuwa Ci się sama. W działaniach dłużników alimentacyjnych można jednak niekiedy znaleźć podobne elementy, jakie występują w tej historii. Dobrze więc wiedzieć, jakie argumenty podnosić na sali sądowej, aby skutecznie przeciwdziałać takim metodom.
Na szczęście w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym jest przepis, który można wprost zastosować do takiej sytuacji. Jeżeli zobowiązany do alimentów dopuszcza się nieuzasadnionego zbycia składnika majątku albo zrzeka się zatrudnienia bez ważnego powodu, to nie uwzględnia się tej zmiany przy ustalaniu zakresu świadczeń alimentacyjnych. Przepisem objęte są wszystkie takie zmiany, które nastąpiły w okresie trzech lat przed sprawą sądową o alimenty.
Innymi słowy, Sąd powinien w takim przypadku przyjąć, że sytuacja zobowiązanego do alimentów nie zmieniła się i jego możliwości zarobkowe i majątkowe pozostają w dalszym ciągu na takim samym poziomie. Powództwo o obniżenie alimentów na tej podstawie powinno zatem zostać oddalone. Działania Marka nie przyniosłyby więc pożądanego przez niego rezultatu.
Mówię oczywiście o celowych działaniach, których dopuszcza się dłużnik alimentacyjny, aby obniżyć wysokość swojego zobowiązania. Inna będzie sytuacja, gdy zobowiązany bez własnej winy stracił pracę albo przykładowo ma kłopoty ze zdrowiem. Wtedy powództwo o obniżenie alimentów może okazać się zasadne, choć wszystko zależy od indywidualnych okoliczności sprawy.
Przepis, który opisałem powyżej, to nie jedyna droga obrony. Istotne jest również to, co rozumiemy pod pojęciem „możliwości zarobkowe zobowiązanego”. I właśnie o tym będzie kolejny wpis na moim blogu.