Mówiąc wprost – nie chcę, żeby czytanie tego bloga było dla Was karą za to, że macie takiego znajomego jak ja. Znajomego, który co wieczór organizuje na swoim blogu nudny wykład z prawa, a potem na niby „luźnych” spotkaniach towarzyskich pyta czy czytacie jego wpisy. Nie tędy droga. Jeśli nią pójdę, zatrzymajcie mnie.
Póki co jednak mam wrażenie, że na sali zapanowała cisza, a w dalszych rzędach widzę nawet lekkie zainteresowanie tym co chcę przekazać, więc będę mówił dalej – wierząc że naprawdę mnie słuchacie.
A dziś temat będzie luźno związany z prawem, bo powiem Wam trochę o nowym serialu TVP – „Prokurator”. Na ogół nie oglądam seriali na TVP, ale ten jednak jakoś przykuł moją uwagę. Kiedyś jadąc samochodem usłyszałem w radiu fajny zwiastun tego serialu i tak to się zaczęło.
To była prokuratorska mowa końcowa w Sądzie. Brzmiało to tak: „Na mojej półce honorowe miejsce zajmuje kodeks karny. Obok nie stoi osobny kodeks karny dla źle traktowanych, ani kodeks karny dla odtrąconych i niekochanych. Nie ma nawet osobnego dla bitych i znieważanych. Jest jedno prawo!”. Pomyślałem, że naprawdę niezłe wystąpienie. Osobiście bardzo zwracam uwagę na takie rzeczy, ponieważ uważam, że w niektórych sprawach mocne przemówienie w Sądzie może mieć realny wpływ na wyrok. Spodziewałem się więc serialu, który pokaże nam dobrych aktorów, wcielających się w rolę prokuratorów i adwokatów, prezentujących nam efektowne wystąpienia sądowe. Nareszcie, bo z całym szacunkiem dla „Prawa Agaty” – ten serial nie spełnił moich oczekiwań.
I co? I zawiodłem się. Okazało się, że „Prokurator” to kolejny klasyczny serial kryminalny, w którym w każdym odcinku rozwiązujemy zagadkę zabójstwa. Sorry, ale od tego mieliśmy już Ojca Mateusza i Komisarza Alexa. Po „Prokuratorze” spodziewałem się czegoś znacznie więcej. Zwłaszcza, że główna rola w tym serialu przypadła Jackowi Komanowi, który nota bene wypada w niej doskonale. Właściwie tylko dla jego gry aktorskiej dalej oglądam ten serial.
Oczywiście każda zagadka jest skutecznie rozwiązana przez głównego bohatera Prokuratora Kazimierza Procha i zawsze udaje się znaleźć mordercę. Zawsze zastanawiam się, co taki wyjadacz jak Proch robi jeszcze w Prokuraturze Rejonowej? Moim zdaniem jego miejsce jest co najmniej w Prokuraturze Apelacyjnej, a zastanowiłbym się nawet nad obsadą stanowiska Prokuratora Generalnego… No ale to nie ja obsadzam urzędy prokuratorskie w tym kraju. I może dobrze.
Inspiracją dla tego wpisu nie był jednak prokurator Proch (no może troszkę). Z punktu widzenia zawodowego moją uwagę zwrócili oczywiście zaprezentowani tam adwokaci. Bo adwokaci w tym serialu, mówiąc najdelikatniej, są … idiotami. I nie ma w tym określeniu ani grama przesady, ale to oczywiście wina reżysera a nie adwokatów – czy nawet ściślej mówiąc aktorów, grających tam adwokatów. Jeśli stawiasz jakąś tezę, musisz ją udowodnić, więc posłużę się konkretnymi przykładami.
Pierwszy z mecenasów – z hollywoodzkim uśmiechem na twarzy (jakby reklamował pastę do zębów) – starał się wykazać, że jego klient jest niewinny, a potwierdzić ten fakt miał dowód w postaci… świadka jasnowidza. Jasnowidza – człowieka, który widzi przyszłość, ale i przeszłość nie jest mu zupełnie obca – tak więc oczywiście może pomóc w ustaleniu stanu faktycznego w Sądzie. Ciekawe jak długo reżyser nad tym myślał.
Drugi z mecenasów uraczył nas wystąpieniem, w którym przekonywał Sąd, że dwaj jego klienci – tzw. „kibole” goniący homoseksualistów na paradzie równości działali … w stanie wyższej konieczności. Dobrem chronionym przez kiboli miało być w tym wypadku dobro państwa polskiego, a zatem dzięki zastosowaniu instytucji stanu wyższej konieczności oskarżeni mieli uniknąć kary. Sądzę, że nad tym reżyser myślał jednak krócej niż nad poprzednim przykładem.
Wreszcie trzeci z mecenasów to … typowy filmowy mecenas. Szef warszawskiej palestry, ociekający bogactwem. Rozmowa tego adwokata z prokuratorem rozpoczęła się od wymiany zdań na temat nowego samochodu marki Bugatti, który pan mecenas ostatnio sobie zakupił, odświeżając nieco swój garaż. Później adwokat sypnął kilkoma paragrafami z rękawa, a na koniec wyszło i tak, że prokurator Proch jak zwykle ma rację. Ciekawe czy ten filmowy wizerunek adwokata przejdzie wreszcie kiedyś do lamusa… Chyba czas najwyższy, ale o tym może kiedyś w innym wpisie.
Podsumowując, trochę przykro patrzeć na wizerunek adwokata ukazany w tym serialu. No ale tak to już jest, że jak głównym bohaterem jest prokurator, to adwokat musi być tym głupszym.
A co do samego serialu, to przyznaję, że oglądam go dalej. Choć raczej z przyzwyczajenia niż fascynacji.