Pierwsza uniwersalna porada. Dotyczy nie tylko prawa rodzinnego, ale tak naprawdę każdego procesu.
Przeczytałem ostatnio książkę „Adwokat Diabła” Iaina Morley’a, czołowego brytyjskiego adwokata. Od razu odpowiadam koneserom kina – nie, książka nie ma nic wspólnego ze znakomitym filmem, w którym Al Pacino gra demoniczną postać.
Książka Morley’a to krótki traktat o tym, jak być w Sądzie naprawdę dobrym i jest skierowana głównie do młodych adwokatów. Uważam jednak, że niektóre z poczynionych tam wywodów z powodzeniem mogą dotyczyć także samych stron postępowania, a nie tylko ich pełnomocników.
Morley na łamach swojej książki stawia tezę, że adwokat, który chce być skuteczny, powinien zadbać o to, aby „być lubianym przez Sąd”. Przy czym nie chodzi tutaj oczywiście o żadne nieuczciwe zabiegi poza salą rozpraw. Nie chodzi również o fałszywe lizusostwo w trakcie procesu. Chodzi natomiast o cały szereg drobnych, niby niezauważalnych zachowań, które kształtują pełny obraz pełnomocnika w trakcie procesu. I które mogą mieć realny wpływ na treść końcowego wyroku.
Oczywiście są sprawy, w których przepisy prawa są jednoznaczne i żadne zachowanie kogokolwiek na sali sądowej nie jest w stanie wpłynąć na zmianę orzeczenia Sądu. Ale uwierzcie mi, że są też sprawy, w których bardzo, ale to bardzo dużo zależy od uznania konkretnego sędziego. Takich spraw jest chyba nawet więcej niż takich, w których sytuacja jest oczywista. To sędzia ostatecznie decyduje kto jest bardziej wiarygodny i kto tym samym „zasłużył” na korzystny wyrok albo np. w jakiej wysokości przyznać zadośćuczynienie.
Trzeba zatem zrobić wszystko, aby zbudować przed Sądem pozytywny wizerunek własnej osoby. Pamiętaj, że budowanie twojej relacji z Sądem rozpoczyna się już z chwilą pierwszego wejścia na salę rozpraw. Oczywiście będą sędziowie, którzy w tej chwili nawet na Ciebie nie zerkną, ponieważ będą błądzić wzrokiem po aktach sprawy. Trudno. Ale będą też na pewno tacy, którzy od razu po pierwszych spojrzeniach na strony, choćby podświadomie, zaczną wyrabiać sobie o nich opinię.
Zadbaj więc o to, aby każde twoje zachowanie przed Sądem było przemyślane. Pomyśl o swoim wyglądzie, o pierwszym spojrzeniu, o tym jak zwracać się do Sądu – oczywiście uprzejmość i wysoka kultura osobista to na sali rozpraw podstawa. Od początku pokaż, że jesteś osobą, która wie jak należy zachować się w Sądzie.
Istotnym momentem w kształtowaniu relacji z Sądem będzie też na pewno osobiste przesłuchanie Ciebie jako strony procesu. Wtedy należy przede wszystkim zachować spokój, zadbać o dobór odpowiednich słów i nie dać się sprowokować stronie przeciwnej, a czasem nawet także samemu Sądowi. Unikaj przepychanek. Zawsze pamiętaj, że sędzia obecny na sali rozpraw wyda wyrok w Twojej sprawie. Powtórzę to jeszcze raz: Bądź uprzejmy. Nie podlizuj się, ale bądź uprzejmy.
Nawet jeśli pytanie Sądu wyprowadzi Cię z równowagi, zawsze trzymaj nerwy na wodzy. Otwarta walka z Sądem to chyba najgorsze co strona może zrobić w trakcie procesu. Niektórzy klienci na swoje usprawiedliwienie mówią wtedy mniej więcej coś takiego: „przecież jest jeszcze druga instancja, więc nie ma się co specjalnie przejmować tym sędzią”.
Nie, nie i jeszcze raz nie! Niewłaściwe zachowanie strony wobec Sądu I instancji na pewno nie umknie uwadze Sądu odwoławczego, który z całą pewnością oceni je negatywnie. Czy w takiej sytuacji Sąd odwoławczy będzie chciał „pójść na rękę” stronie skarżącej wyrok? Nie.
Proces sądowy toczy się między zwykłymi ludźmi. Ma rację adwokat Iain Morley, pisząc, że aby być skutecznym trzeba „dać się polubić”. Niekiedy przepisy prawa wiążą Sąd w taki sposób, że postawa stron na sali rozpraw nie będzie mieć żadnego znaczenia. Ale gdy zaczynamy wkraczać w fazę „uznania sędziowskiego”, to tym większa zaczyna być rola drobnych gestów, zachowań czy też słów wypowiedzianych przed Sądem. Pod tym względem proces sądowy zaczyna przypominać nieco arenę teatru i tylko od Ciebie zależy jak odegrasz w nim swoją rolę. Pamiętaj o tym.